Witajcie :) a oto kolejny rozdział, nie jestem pewna czy mi się udał, więc liczę na komentarze (krytyka mile widziana) Akcja powoli się rozkręca ale jest to dopiero początek.
Chciałabym wam oznajmić, że rozdziały powinny pojawiać się w ciągu dwóch tygodni. Będę starać się publikować je co tydzień, ale wiecie sami, że czasem się nie da :)
Zapraszam do czytania! :*
Przy chodzeniu coraz mniej czuła dokuczliwe ukłucia w okolicach kolana. Codzienne, kilkugodzinne wizyty u różnych medyków działały cuda. Masaże, rozciąganie, zabiegi z użyciem chakry czy zwykłe treningi, które miały ją rozruszać.
Zawsze towarzyszył jej znudzony wszystkim brunet, który na pierwszy rzut oka miał wszystko w głębokim poważaniu, ale jeśli jest się dobrym obserwatorem można było dostrzec jak bacznie się przyglądał poczynaniom lekarzy, reakcjom blondynki, wszystkiemu co mówiła i robiła. Obserwował ją spod przymrużonych powiek, starał się zapamiętać wszystkie jej nawyki. Delikatne przygryzanie warg kiedy się denerwowała i te oczy w których można było zobaczyć wyzwanie, które rzucała każdemu, kto jej podpadał. Jego misja z pozoru była prosta. Temari jest celem kogoś, kogo tożsamość nie jest znana, ale ten ktoś chce wykorzystać jej krew, żeby dezaktywować pieczęć chroniącą. Nieźle co?
Nara nie mógł pojąć jak ojciec Temari- czwarty kazekage, mógł być tak okrutny i podły. Cenił wioskę ponad swoje własne dzieci, które zamienił w broń. Shikamaru wierzył w stare legendy kiedy był dzieckiem, potem jak dorósł, uznał, że nie będzie ufał czemuś co nigdy nie dało znaku, że istnieje. Oczywiście dalej traktował różne święta poważnie, ale raczej ze względu na dobre maniery.
Po ostatnim spotkaniu nie raz rozmawiał z Tsunade i razem doszli do wniosku, że cała ta historyjka może być całkowicie wyssana z palca. Oczywiście legenda była prawdziwa i wielu szukało groty jednak nikomu nie udało się tego dokonać. Chociaż ktoś był gotów zaatakować wioskę aby tylko odnaleźć "klucz", musiało być w tym przynajmniej odrobinę prawdy.
-Idziemy?- zapytała wlepiając w niego swoje zielone oczy. Była zmęczona i obolała. Nogę miała ścisło obandażowaną.
-Idziemy- odparł i razem skierowali się do wyjścia z kliniki.
***
Stał u bramy Konohagakure no Sato, gdzie wszystko się zaczęło.
-Stać! kto idzie?- zapytał strażnik podchodząc do zakapturzonej postaci.
-Jak zawsze gościnni.- powiedział z ironią. Mężczyzna w czarnym uniformie od razu rozpoznał ten tajemniczy i w tym momencie zirytowany głos. Zrobił krok do tyłu i gestem przywołał swojego kompana ze służby.
-Sasuke Uchiha, n-naszym obowiązkiem j-jest zaprowadzić cię do p-pani Tsunade.- wydukał strażnik przerażony, oczekując reakcji czarnowłosego.
-Tak, tak- powiedział pospiesznie i wyciągnął ręce w ich stronę, pokazując, że nie ma złych zamiarów. Nie zdejmując kaptura z głowy ruszył przez wioskę. Nie chciał aby ktokolwiek go rozpoznał.
Dzień był pogodny i ciepły. Dzieci bawiły się na dworze, początkujący genini ganiali koty. Mimo niechęci do wioski liścia czarnooki delikatnie się uśmiechnął mając przed oczami dzieciństwo. Wiele by dał, żeby wrócić do tego okresu, być znowu beztroski, niczego nie świadomy.
Zanim się obejrzał już stał przed drzwiami za którymi zasiadali ludzie mający chronić wioskę nawet za cenę własnego życia. Nie przepadał zbytnio za Tsunade, była zbyt głośna, hałaśliwa i wyzywająca. Kojarzyła mu się strasznie z jego dawną koleżanką z drużyny.
-Nie wierze.- usłyszał znajomy głos z drugiego końca pomieszczenia. Wnuczka pierwszego była bardzo spostrzegawcza, wiedziała od razu kto przed nią stoi.
-Witaj hokage-sama- powiedział i lekko się ukłonił.
-Powinnam od razu postawić się przed sądem za zbrodnie, których się dopuściłeś. Zdradziłeś wioskę, przyjaciół, jednak...
-Jednak bardzo przyczyniłem się do zakończenia wojny.- Odparł odkrywając twarz.
-Zostaniesz ułaskawiony, jeśli przysięgniesz przed radą, że już nigdy nie będziesz spiskował.- powiedziała kobieta. Mimo, że jej słowa były ciężkie niczym ołów, ton jej głosu był przepełniony współczuciem. Wiedziała przez co przeszedł. Sama kiedyś nawet przyznała, że pewnie zareagowałaby tak samo jak on.
-Jak sobie życzysz.- powiedział z uśmiechem. Był strasznie uprzejmy co blondynka wyraźnie przyjęła ze zdziwieniem.
-Dorosłem Tsunade-sama.- Powiedział spokojnie.
-Mogę spytać, dlaczego zmieniłeś zdanie?
-Chyba po prostu się stęskniłem.- Jego ton był dziwnie pogodny. Brzmiał zupełnie jak nie on, jakby grał w przedstawieniu. Tsunade wyczuła, że musi chodzić mu o coś więcej, ale bała się tego powiedzieć na głos. Miała nadzieję, że to tylko złe przeczucie, które zawsze ją ogarniało na myśl o ostatnim z Uchiha. Obiecała Naruto, że kiedy jego przyjaciel wróci do wioski, ta przywita go z rozłożonymi rękoma, jak bohatera. Chyba, że przybędzie aby ją zniszczyć.
-Czy moje mieszkanie..
-Zostało zniszczone podczas ataku Pein'a- kobieta skrzywiła się- Teraz stoi tam blok mieszkaniowy dla anbu. Pójdź do dozorcy tej kamienicy i wręcz mu to.- powiedziała i szybko coś nabazgrała na kawałku pożółkłego papieru.
-Jak złożysz tą cholerną przysięgę, skreślimy cię z księgi bingo i znów będziesz shinobi Konoha-gakure.- Ostatnie pięć słów powiedziała w pustkę, gdyż chłopaka już nie było. Tsunade nigdy nie lubiła tego klanu. Może ze względu na swojego dziadka a może po prostu ich lodowate spojrzenie i żądza władzy tak na nią działały.
Pod osłoną ciemnego materiału przemierzał ulice wioski. Mimo, iż praktycznie cała uległa zniszczeniu i większość budynków, które wyryły się w jego pamięci już nie istniały, wszystko było dla niego dziwnie znajome. Zawsze pachniało tu świeżymi owocami, zielonymi drzewami i latem. Natomiast kiedy przychodził deszcz, zapach wilgotnej gleby przyćmiewał wszystkie inne. I to się nie zmieniło.
Ogromny blok, który teraz stał na miejscu dawnego luksusowego apartamentowca może i był nowoczesny i zadbany ale za to bardzo ponury. Ściany były szare, lekko chropowate. Ramy okien wykonane były z ciemnego, prawie czarnego drewna, jakby ich wykonawca miał na myśli kompletne zatrzymanie słońca.
Jakaś nieznajoma mu dziewczyna siedziała na ławce przy jednym z drzwi do budynku i w zamyśleniu śledziła tekst książki, której tytułu Sasuke nie dostrzegł.
Często się przyłapywał na tym, że oceniał ludzi po tym co czytali. Jego ojciec zazwyczaj przeglądał stare zwoje różnych klanów, zgłębiając przy tym różne techniki i bojowe strategie. Potwierdzało to jego twardy i oschły charakter, siłę z jaką niegdyś utrzymywał klan Uchiha. Matka była łagodna i miła, zawsze potrafiła wszystko mu wyjaśnić i sprawić, że troski znikały. Często wczytywała się w książki psychologiczno-filozoficzne w których zapewne brała swoją wiedzę na te wszystkie trudne pytania związane z ludzką egzystencją i co najważniejsze- z jej sensem.
Babcia wiecznie przeglądała książki kucharskie i różne kulinarne poradniki i chyba tylko o tym potrafiła rozmawiać. Wiecznie tylko pytała czy nie jest głodny i czy smakuje mu zupa.
Dziadek, kiedy Sasuke był jeszcze mały, chodził z nim do lasu i razem tropili różne zwierzęta. Kochał lekturę detektywistyczną, czyżby był to kolejny zbieg okoliczności?
Nawet na Sakurze się poznał poprzez jej gust literacki. Rzadko widział ją przy książce, ale jeśli już tak się zdarzyło były to przewidywalne i nudne romanse. Różowowłosa często zachowywała się jakby była jedną z bohaterek tych opowieści, albo starała się nią być. Wiecznie zapłakana i skrzywdzona. Krucha, mimo że wszystkim próbuje okazać swoją siłę.
Tylko Itachi nie pasował do przypuszczeń czarnookiego. Lubił książki fantastyczne, przygodowe. Walka dobra ze złem. Wszystko w nich było bujdą a niestworzone opowieści nadawały się dla dzieci. Dlaczego jego starszy brat je czytał? Przecież był niewzruszonym realistom. Wierzył tylko w to co stało przed nim. Wierzył w Konohę, która go zdradziła i zmieszała z błotem. Dlaczego dalej pokładał w niej nadzieję?
-Czemu tak się gapisz?- usłyszał kobiecy głos, który wyprowadził go z głębokiego zamyślenia. Była to dziewczyna, którą wcześniej zauważył. Pokręcone rude włosy, zielone oczy i piegi na nosie. Ubrana była w szare legginsy, zieloną koszulkę na grubych ramiączkach a na siebie miała niedbale narzuconą bluzę w odcieniu bordo.
-Co czytasz?- wypalił szybko udając niewzruszonego. Dziewczyna zamknęła książkę, którą miała na kolanach ukazując mu okładkę. "Czerwony smok".
-Kryminał.- stwierdził chłopak z zaciekawieniem i lekkim uśmiechem.
-czytałeś?
-Nie. Kolega opowiedział mi wszystko więc to nie miało już sensu.- powiedział opierając się o ścianę.
-Uchiha.- wyszeptała, badawczo go obserwując. Sasuke nie przypominał sobie żeby kiedykolwiek ją spotkał. Być może kiedy jeszcze mieszkał w wiosce nie zawracał sobie głowy niczym innym jak treningami i planowaniem zemsty.
-Wolałbym Sasuke.- Odpowiedział uśmiechając się łobuzersko.
-Jesteś wysoko w książce bingo.- powiedziała unosząc brwi i również się uśmiechając.
-Spróbuj mnie złapać.- powiedział zamykając na chwilę oczy i unosząc ręce lekko do góry. Ta w odpowiedzi cicho prychnęła i dumnie uniosła głowę nie spuszczając wzroku z chłopaka. - Należysz do anbu?- zapytał po chwili.
-Jeszcze nie, ale już niedługo.- odparła z dumą.
-Pokażesz mi gdzie znajdę dozorcę?
-Jestem Harumi.- powiedziała, co chyba miało być potwierdzeniem, po czym razem zniknęli w budynku.
***
Hinata uwielbiała orzeźwiający zapach drzew i wiatru. Pobudzał ją i wypełniał pozytywną energią, która w tym momencie z niej wręcz emanowała. Cały czas podążali szlakiem na którym co jakiś czas mijali przydrożne gospody, podobne do tej w której ostatnio odpoczywali. Nastrój Uzumaki'ego również był nadzwyczaj wesoły. Opowiadał dziewczynie o przygodach, które go spotkały podczas treningu z Jirayą, może niektóre trochę podkoloryzował ale czego się nie robi aby zaimponować dziewczynie...
Co kilkanaście kilometrów na drodze stały drewniane tabliczki, które informowały podróżnych ile im jeszcze zostało. Naruto z każdym krokiem czuł coraz większe zdenerwowanie. Przed oczami widział bolesne wspomnienia z dzieciństwa, twarz ojca i matki, kiedy go obejmowali. Nigdy nie był tam wcześniej, chociaż bardzo namawiał Ero-sanina aby go tam zabrał. "W swoim czasie"- usłyszał w odpowiedzi, ale niestety ten czas nigdy nie nadszedł. Aż do teraz.
Znał Wir tylko z opowieści. Podobno kiedyś była to piękna i potężna wioska zatopiona w soczystej zieleni, która miała tam nadzwyczaj dogodne miejsce do rozwijania się ze względu na najlepszą glebę, wiele wodospadów i cały czas świecące słońce w górze. Ludzie podobno byli bardzo uprzejmi i weseli, kochali swój kraj a pokój był jedną z najważniejszych wartości.
Potem przyszła zagłada i kataklizm. Tysiące zamaskowanych, czarnych shinobi ruszyło na tą oazę spokoju i zrównało ją z ziemią. Siali spustoszenie, nie brali jeńców. Mordowali wszystkich: kobiety i dzieci, starców i mężczyzn. Budynki oplątane przez długie zielone pnącza najstarszych drzew, stanęły w płomieniach. Kage wioski błagał przybyszy aby oszczędzili bezbronnych, wykazał się odwagą, chciał oddać swoje życie za podwładnych. Ale oni i tak je zabrali, jego życie i innych. Wszyscy polegli. Oprócz jego matki.
-Naruto?- Usłyszał szept, który z powrotem przywrócił go na ziemię. Zauważył, że dziewczyna patrzy na już ostatnią na tym szlaku tawernę. Obok wisiał znak, że na nawiedzone pola zostało już tylko godzina drogi. -To już niedaleko.- powiedziała delikatnie się uśmiechając. Wiedziała, że to może być dla niego ciężkie przeżycie. Chciała mu jakoś pomóc, ulżyć.
-Idź już powoli, ja szybko pójdę kupić coś do jedzenia.-powiedział odwzajemniając jej przyjazny gest, po czym skierował swoje kroki do kamiennej chaty w której chciał nabyć prowiant. Hyuga lekko kiwnęła głową i powolnym krokiem zanurzyła się w szlak.
Usłyszała trzaśnięcie drewnianych drzwi a potem już tylko śpiew ptaków i szelest liści, którymi pieszczotliwie manipulował wiatr.
Nagle przez dziczę przedarł się przeraźliwy skowyt. Hinata stanęła dęba, czując nieprzyjemne ciarki.
*Jakieś zwierzę*- pomyślała i bez zastanowienia ruszyła w przeciwnym kierunku aby sprawdzić co się stało.
Za chatą zauważyła wydeptaną ścieżkę, która prowadziła do większej drogi. Dźwięki lasu nagle zaczęły jej strasznie przeszkadzać. Pisk wróbla wwiercał się w jej mózg a mdły zapach kwiatów przyprawiał ją o mdłości. Poczuła bardzo silne pragnienie. W ustach miała nieprzyjemny, cierpki smak. Kropla słonego potu spłynęła po jej czole wędrując ku ziemi. Szła dalej, do zwierzęcia, które tak płaczliwie ją wołało.
Nagle na środku drogi jakby znikąd, pojawił się skulony łoś, który od razu kiedy zobaczył białooką na nowo rozpoczął śpiewać swoją pieśń przepełnioną bólem. Jego zakrwawiona noga utknęła w prymitywnych, metalowych sidłach a kiedy próbował ją wydostać skaleczył się tylko w nos.
-Biedny- powiedziała ciemnowłosa z czułością i zaraz znalazła się obok rannego i używając kunai'a zaczęła grzebać w zapięciu sideł. Kiedy zardzewiałe zawiasy w końcu odpuściły a zwierze było teoretycznie wolne, dziewczyna zabrała się za uleczanie jego ran swoim skromnym ninjutsu. Łoś strasznie śmierdział łajnem i brudną sierścią, przez co kunoichi prawie zwymiotowała. Zauważyła, że zwierzę wpatruje się w nią swoimi ogromnymi, czarnymi oczyskami, tak jakby chciał jej coś powiedzieć.
-No i gotowe.- Powiedziała na głos dumna z siebie. Rany nie były głębokie, więc nie sprawiło jej to większych trudności. Łoś poderwał się gwałtownie pozostawiając dziewczynę samą na ziemi. Zrobiło jej się dziwnie nieswojo.Z trudem wstała i spoglądając ku uciekającemu zwierzęciu powoli ruszyła w drogę powrotną.
Świat zaczął jej się rozmazywać i już żadne dźwięki do niej nie dochodziły. Szła i szła dalej modląc się aby na pewno była to dobra strona.
Nawet nie poczuła tego brutalnego szarpnięcia za kostkę i gwałtownego poderwania do góry. Nie czuła nic, nie myślała o niczym.
***
-Zastąpię cię, powinnaś się rozerwać. Ostatnio tylko siedzisz w kwiaciarni.- powiedziała kobieta zgarniając niesforny kosmyk z czoła swojej jedynej córki.
-Dobrze mamo- odparła niepewnie co tylko utwierdziło jej rodzicielkę, że coś jest z nią dzisiaj nie tak. Jednak nie skomentowała tego, tylko z milczeniem przyglądała się, jak Ino wiesza na wieszaku swój fartuch roboczy, chwilę przegląda się w lustrze po czym machając dłonią wychodzi ze sklepu a towarzyszy temu wesoły dzwonek.
Nie zbyt wiedziała gdzie ma się udać. Ostatnio czuła, że nikt jej nie rozumie. Miała ochotę bawić się, upijać do nieprzytomności, plotkować, być komplementowaną a na końcu uprawiać dobry seks. Sakura ostatnio cały czas ją pouczała, że powinna w końcu dorosnąć i takie tam. Shikamaru łaził za tą cizią z Suny zupełnie zapominając o swojej pierwszej miłości. A ona nie zamierzała oddać go jej tak łatwo. Na pewno mu przypomni komu dawno temu, kiedy mieli po pięć lat wyznał miłość w domku na drzewie. Na samą myśl o tym słodkim wspomnieniu Yamanaka cicho się zaśmiała. Sai, którego jeszcze nie dawno kochała ponad wszystko, a przynajmniej jej się tak wydawało, cały czas jej tylko przytakiwał chociaż czasem specjalnie gadała same głupoty. Nigdy nie chciała się do tego przyznać, ale tęskniła za Narą. Mimo, że nigdy nie byli oficjalnie razem to pragnęła znów poczuć się jak wtedy, kiedy ją tak nieśmiało adorował. Pamiętała ten dzień kiedy postanowiła mu się oddać. W jednej chwili zrobiło jej się strasznie wstyd. Przypomniało jej się, że od razu po tym co się wtedy wydarzyło, zaczęła unikać chłopaka. Czuła ogromne wyrzuty sumienia, nocami nie mogła spać. Zbyt wcześnie chciała stać się dorosła.
Jedak teraz kiedy powinna być już odpowiedzialna, mimo próśb Shikamaru o rozmowę ona związała się z Sai'em i udawała przed samą sobą, że to jest ten jedyny. Nara natomiast dawno już odpuścił, co na początku było dla blondynki wybawieniem teraz niestety oddałaby wszystko żeby te czasy wróciły.
Przechodziła obok małej kawiarni i kątem oka zauważyła krótką czuprynę swojego chłopaka. Siedział tyłem do okna i nie poruszając się ani o milimetr słuchał Rock'a Lee, który zawzięcie gestykulując o czymś mu opowiadał.
Ino na początku nie miała ochoty się z nim widzieć, jednak kiedy go ujrzała zmieniła zdanie. Ruszyła do lokalu po czym stanęła nad swoim partnerem.
-Pójdziemy do ciebie?- zapytała ignorując zupełnie ucznia Gai'a, który próbował się z nią przywitać.
-teraz?- twarz Sai'a nie miała żadnego wyrazu, pozostawała kamienna a jasnowłosa pomyślała nawet, że zimna.
-teraz- opowiedziała dotykając dłonią jego ramienia.
-nie mogę, może później.- Yamanakę kompletnie zamurowało kiedy usłyszała jego odpowiedź. Sai nigdy jej jeszcze niczego nie odmówił. Cała poczerwieniała na twarzy i unikając wścibskich spojrzeń bez słowa wyszła wściekła z kawiarni. Stanęła na rogu ulicy i zacisnęła mocno pięści.
-Kuso- wyszeptała. Nie potrafiła zapanować nad narastającym niezadowoleniem i irytacją.
-Zachowujesz się jak pieprzona księżniczka.- usłyszała za sobą a kiedy się odwróciła, ku swojemu zdziwieniu, zauważyła wysokiego bruneta, tym razem bez fioletowych znaków na twarzy. Poczuła, że rumieni się jeszcze bardziej. Zacisnęła mocno zęby a oczy niebezpiecznie przymrużyła. Nie chciała, żeby ją taką widział. -Nie jesteś nią.- dodał uśmiechając się ironicznie. Bardzo bawiła go ta sytuacja.
-Chrzań się.- wycedziła szorstko, powstrzymując się od płaczu.
-Nie wiesz co powiedzieć więc mnie wyzywasz a zaraz uciekniesz z płaczem, zgadłem?- Podszedł bliżej niej i złożył ręce na piersi. Był ubrany w czarny dres i kremową koszulkę na krótki rękaw z dużym symbolem wioski piasku na plecach.
-Ty mnie w ogóle nie znasz!- wrzasnęła gniewnie i spiorunowała go spojrzeniem. Irytował ją jego uśmiech. Miała ochotę zetrzeć mu go z twarzy.
-Nie muszę cię znać, żeby zauważyć kim jesteś. Albo kogo udajesz.- Chłopak uniósł jedną brew do góry i bacznie obserwował zdziwienie na twarzy blondynki, która szukała znaczenia jego słów.
-A idź do diabła. Ty i twoje rodzeństwo!- krzyknęła po czym szybko się odwróciła i oddaliła.
-Do zobaczenie złośnico!- zawołał za nią na co ta tylko warknęła sobie coś niezrozumiałego pod nosem i zostawiając śmiejącego się Kankuro, ruszyła w kierunku swojego domu.
***
Na początku nie widziała i nie czuła nic. Wszystko było tylko jedną, ogromną i czarną nicością w której ona była jedynym punktem. Po jakimś czasie, którego nie była w stanie dokładnie określić, zaczęła słyszeć różne szepty i szmery. Rozmowę, dziwną, dudniącą muzykę i trzask ogniska. Ale dalej nic nie widziała. Miała wrażenie, że znajduje się daleko w swojej podświadomości. Siedziała z nogami podciągniętymi pod brodę i lekko kołysała się w przód i w tył. Strasznie bolały ją ręce, chwilami nawet traciła w nich czucie. Była głodna i spragniona, chciała uciec, obudzić się, cokolwiek. Ale nie wiedziała jak.
W końcu obraz z czasem zaczął jej się powoli wyostrzać. Na początku cały świat był tylko jedną, zbitą plamą o różnych kolorach, jednak później zaczął przeobrażać się w odpowiednie kształty.
Otworzyła swoje ciężkie oczy. Była przywiązana do drewnianego słupa, rękoma do góry. Grube więzy wbijały się w jej skórę mocno ją kalecząc. Dookoła było ciemno i duszno, śmierdziało stęchlizną. Nie minęła minuta a wzrok Hyugi się dostosował do panujących w tym miejscu warunków. Zdała sobie sprawę, że ktoś uwięził ją w namiocie, wykonanym z bardzo grubego materiału, dlatego prawie w ogóle nie przepuszczał słonecznego światła. Nie była jedynym więźniem. W kilku innych miejscach również byli przywiązani ludzie. Wydawało się, że spędzili tu bardzo długi czas, gdyż nie wydawali z siebie żadnego dźwięku a zaschnięta krew na ich ubraniu nadawała im makabryczny wygląd. Dwie kobiety i trzech mężczyzn, naliczyła dziewczyna.
Ona sama została pozbawiona swojego ekwipunku. Na sobie miała jedynie krótki, czarny, sportowy top i równie czarne spodenki, które kiedy wyruszała, wsadziła do plecaka.
-Kuso.- zaklęła cicho. Zaczęła poruszać dłońmi aby znaleźć jakiś słaby punkt więzów. Niestety one tak jakby wbijały się w nią coraz bardziej i wręcz paliły jej delikatną skórę.
-Są nasączone trucizną.- Usłyszała, kiedy poły namiotu się uchyliły wpuszczając odrobinę światła.
Dziewczyna była mniej więcej w wieku Hinaty. Miała jasno-zielone oczy i jasne, pokręcone włosy, które splecione w gruby warkocz sięgały jej do końca kręgosłupa. W uszach miała mnóstwo kolczyków w kształcie kulek i obręczy. Ubrana była w cielistą, skórzaną kamizelkę oraz tego samego koloru spódnicę a na nogach miała lekkie sandały. W wielu miejscach miała różne tatuaże, które nadawały jej nieco groźnego ale i ciekawego wyglądu.
-Kim jesteś?- Zapytała granatowowłosa słabo.
-Nazywam się Akara, księżniczka plemienia Fushigi Gaijin.- Białooka przekrzywiła delikatnie głowę i ze zdziwieniem patrzyła na stojącą przed nią dziewczynę. Dopiero teraz zauważyła wplątane w jej włosy małe piórka i rzemyki. Na dekolcie miała wytatuowane bądź namalowane, czarne oko, które zdawało się wpatrywać w posiadaczkę byakugan'a równie nieufnie jak sama Akara. Pod skórzaną kamizelką miała osiatkowaną koszulkę- charakterystyczną dla shinobi. Na udzie miała malutką kaburę, tyle że była ona dużo mniejsza niż ta standardowa. Widocznie nie była przeznaczona na zwykłą broń.
-Kunoichi?- wyszeptała Hyuga ze zdziwieniem. Kiedyś na szkoleniu opowiadali im o plemionach, które ku czci naturze, żyły wśród niej porzucając cywilizację. Ale były to tylko plotki.
-Po części.- odpowiedziała krótko po czym odwiązała dłonie Hinaty z pala. Opadły bezwładnie na uda dziewczyny i po chwili poczuła jakby setki ostrych igieł wbijały się głęboko w jej skórę. - Zawdzięczasz mi życie.- powiedziała przykucając aby zrównać się ze swoim więźniem.
-Hmm?
-Moje ukochane plemię co miesiąc składa ludzką ofiarę bogom żywiołów i gwiazd. Pomyśleli, że skoro napatoczyła się kłusowniczka to po co mają poświęcać swoich ludzi.- W pierwszym zdaniu Hinata wyczuła coś jakby ironię.
-Nie jestem kłusownikiem. Czemu mówisz tak, jakbyś nie była jedną z nich?
-Bo brzydzę się tradycji, która karze zabijać ludzi w imię bożków, którzy pewnie nie istnieją. A nawet jeśli to mają w dupie to, ile krwi dla nich przelewamy.- Zmrużyła oczy. Hyuga domyśliła się, że jest to dla niej drażliwy temat.
-Po co mi pomagasz?- Zapytała szeptem, tak jakby bała się, że ktoś może je usłyszeć.
-Nie jestem głupia. Konoha-gakure wypowiedziałaby nam wojnę gdybyśmy złożyli w ofierze jedną z ich kunoichi, a w walce z wami nie mielibyśmy szans. Jesteśmy dobrymi wojownikami ale nie potrafimy używać chakry.
-Co zamierzasz ze mną zrobić?
-Jeszcze nie wiem. Dopóki się nie dowiem zostaniesz tutaj i nie próbuj uciekać. Nic ci to nie da.- Akara zauważyła nieme pytanie na ustach białookiej. -W twoim krwiobiegu jest trucizna, która, mniej więcej, w ciągu trzech dni cię zabije. Tylko my znamy antidotum.- dokończyła i szybkim krokiem wyszła z namiotu pozostawiając Hyugę samą.
-Przepraszam Naruto-kun... kuso- wycedziła przez zaciśnięte zęby i gardło, dławiąc się słonymi łzami, które obficie kapały na siano, którym wyłożona była podłoga.
***
Już drugą godzinę leżał na łóżku i gapił się w biały sufit. Był głodny ale nie odważył się jeszcze wyjść na ulicę. Rozstał się z Harumi przy drzwiach do jego mieszkania. Jak przystało na dżentelmena zaproponował jej aby została ale, ona wykręciła się jakimś spotkaniem u Tsunade. Mieszkanie było małe ale nie przeszkadzało mu to. Wszystkie ściany były białe a meble dębowe o prostym kroju. Z całej kawalerki najlepsze było chyba ogromne okno w salonie z którego widać było polanę i las- idealne miejsce na trening.
Wiele razy zastanawiał się co on właściwie tu robi. Czuł, że wszyscy, którzy kiedyś nazywali go przyjacielem, nie chcą mieć z nim już nic do czynienia. I wcale im się nie dziwił. W sumie nie obchodziło go to co o nim myśleli. Miał pewien plan, który chciał zrealizować. Nigdy nie zazna spokoju jeśli nie poczuje w końcu zapachu sprawiedliwości.
***
Naruto szedł już prawie czterdzieści minut a jego towarzyszki dalej nie było widać. Widział jak dziewczyna ruszyła tą drogą, był pewien, że gdzieś tu jest. Nie mógł odgonić od siebie przypuszczeń, które powodowały, że pociły mu się dłonie a serce biło jak oszalałe. Poczuł drżenie i w końcu panikę, która spowodowała, że rzucił się biegiem przed siebie. W głowie miał tylko jej białe oczy i perlisty uśmiech. Wyobrażał sobie, że widzi jej spokojną, całą i zdrową sylwetkę. Rozglądał się na wszystkie strony szukając jakiegokolwiek śladu, który wskazywałby na jej obecność. Próbował zlokalizować ją za pomocą chakry ale wywoływało to tylko krótki ale silny ból głowy. Tak jakby wyparowała. Albo była bardzo daleko. Przypomniał sobie słowa Tsunade, która poważnym tonem mówiła mu, że przez cały czas ma czuwać nad bezpieczeństwem Hinaty.
-Kuso, kuso, kuso!- Wrzasnął i jeszcze bardziej przyspieszył tempo. -Hinata!- Jego ryk wystraszył kilka ptaków, które szukając ratunku wzbiły się wysoko w górę.
Nagle stanął jak wryty i na sekundę zapomniał o wszystkim.
Przed blondynem rozciągnięte było ogromne pole spowite w soczystej zieleni. Tak głęboki odcień tego koloru nawet nie barwi uniformu Lee. W wielu miejscach stało bagno z którego unosiła się para.
Gdzieniegdzie stały ruiny, które bardzo zarosły dzikimi krzewami. Niebieskooki zerknął na bramę w której stał.
"Okaż szacunek, ziemie na których stoisz są poświęcone krwią niewinnych."
Napis ten widniał wykuty w żelaznej tabliczce, która w niektórych miejscach zardzewiała.
Fala gorąca i zimna równocześnie zalała chłopaka.
Zaczął kręcić się dookoła chaotycznie i rozpaczliwie nawoływać. Już drugi raz przemieszczał się po zgliszczach, które kiedyś było miastem i rwał sobie włosy z głowy, gorzko przy tym przeklinając. Był na siebie potwornie wściekły, że spuścił dziewczynę z oczu. Przecież właśnie dlatego tu był- aby była bezpieczna. A on musiał wszystko schrzanić. Przez myśli przechodziły mu różne opcje. Począwszy, że dziewczyna zboczyła nieumyślnie z trasy a zakończywszy na tym, że ktoś ją porwał albo zamordował. Stanął w pewnym momencie i starał się uspokoić. Wsłuchiwał się w swój nierówny oddech i bicie serca. Po chwili otoczyła go płonąca aura a ogień zaczął zajmować trawę na której stał. Uniósł oczy ku niebu i wyobraził sobie, że Hinata jest bezpieczna. Tutaj z nim. W jego objęciach.
Zaczął powoli sobie przypominać jej zapach, wygląd sposób bycia a przede wszystkim zachowanie jej chakry. Jej dziwną, kolorową barwę. Poczuł delikatny powiew wiatru z zachodu. Była to słaba poszlaka, ale jedyną jaką miał. Bez dłuższego zastanawiania się, ruszył w tamtym kierunku najszybciej jak potrafił.
***
-Czy zamierzałeś mnie w ogóle w jakikolwiek sposób powiadomić o tym, że wróciłeś?- Usłyszał przepełniony bólem i żalem głos za sobą. Był chłodny wieczór a on w końcu wyszedł na ulicę aby załatwić kilka podstawowych spraw. Leniwie się odwrócił i jak zwykle z kpiną w oczach spojrzał na dziewczynę.
Znajdowali się na środku małej ulicy na której ruch był raczej minimalny.
Różowowłosa miała na sobie swój zwykły strój kunoichi ale włosy miała związane w luźnego koka i dodatkowa miała na sobie biały fartuch szpitalny ubrudzony ciemną, krwią. Musiała wybiec ze szpitala nawet nie pamiętając, że dalej ma go na sobie.
-Uznałem, że dowiesz się i tak.- wzruszył ramionami i wyzywająco się uśmiechnął. Zmieniło się w nim to, że teraz był bardziej skory do rozmowy tyle, że stał się bardzo arogancki i pewny siebie.
Oczy Sakury niebezpiecznie rozbłysły a pięści nerwowo się zaciskały i rozluźniały.
-dlaczego wróciłeś?- zapytała cicho spuszczając wzrok na jego czarną koszulę którą miał na sobie. Starte dżinsy i czarne lekkie buty.
-wszyscy się mnie o to pytają a ja każdemu odpowiadam inaczej. Jednym mówię, że się stęskniłem. Innym, że tylko w Konoha-gakure czuję się dobrze. - Mówiąc to przybrał bardzo tajemniczy, wręcz złowrogi wyraz twarzy. Jego czarne oczy pociemniały a uśmiech wyostrzył się. Przybliżał się do Haruno, która w reakcji cofała się, aż w końcu poczuła zimny beton.- Niektórzy myślą, że nie chcę zbezcześcić wartości za które zginął mój brat. Słyszałem nawet plotki, że wróciłem dla ukochanej.- zaśmiał się bez krzty wesołości patrząc w przestraszone, zielone oczy. Z chłopaka biła dziwna aura, która niemal wycisnęła łzy na jej powieki. Wydawał się zły, niebezpieczny... i cholernie przez to pociągający. Instynkt mówił jej, że powinna uderzyć go z całej siły w czułe miejsce i biec ile sił w nogach. Ale tego nie robiła. Kompletnie nic nie robiła. -Tobie powiem prawdę, wróciłem aby w końcu spełnić obietnicę.- Sakura przełknęła nerwowo ślinę. - a ty nikomu nie powiesz.- dokończył i stanowczo acz delikatnie złapał ją za nadgarstki.
-No nie wiem..- nie dokończyła gdyż Sasuke przybliżył twarz do jej szyi i wciągając odurzający zapach jej włosów i zmysłowo wyszeptał. - Bo mnie nadal kochasz i nie pozwolisz abym znowu zniknął.- uśmiechnął się łobuzersko a serce dziewczyny wykonało fikołka. Była przerażona, ponieważ Uchiha planował coś potwornego i też dlatego, że miał stu procentową rację w tym co powiedział.
***
Shikamaru siedział przez dłuższy czas na kanapie w salonie wpatrzony w świstek papieru na którym błyszczała się czerwona pieczęć hokage. Dała mu go niedawno Shizune.
Był zamyślony i trochę zły, że Tsunade tak po prostu pozwoliła mu na nowo przybrać barwy wioski liścia. Tłumaczyła się obietnicą, którą złożyła Naruto i tym, że Uchiha pomógł w pokonaniu Obito w ostatecznej walce podczas wojny. Usłyszał dźwięk spływającej wody i cichego podśpiewywania. Mimowolnie się uśmiechnął i zaczął nasłuchiwać. Podczas tej pamiętnej nocy, kiedy odwiedziła go Temari chciał jak najdokładniej zapamiętać jej ciało co niestety słabo mu wyszło. Zahipnotyzowały go jej oczy, który w tym momencie pokazywały całą paletę uczuć. Pierwszy raz ją wtedy widział w rozpuszczonych włosach i ten widok bardzo mu się spodobał. Ale i tak najlepszy był rumieniec, który doprowadził go wtedy do szaleństwa.
-Co tak siedziesz?- Wzrok wbiła w zmiętą kartkę na stoliku. Nara poczuł, że robi mu się bardzo gorąco. Temari miała na sobie tylko krótkie, materiałowe spodenki o barwie swoich oczu i czarną podkoszulkę a na domiar złego jej mokre włosy opadały na jej nagie ramiona gdzieniegdzie przyklejając się do skóry. Nie miała na sobie ani grama zbędnego makijażu i chłopak przyznał, że nigdy nie widział nikogo równie seksownego.
-Dostałem wiadomość od Tsunade. Sasuke wrócił do wioski.- Temari wyglądała na zaskoczoną, podeszła do chłopaka i usadowiła się obok niego na kanapie.
-Myślałam, że wszyscy czekali na jego powrót.
-Jest naszym przyjacielem i normalnie bym się cieszył ale..
-Masz złe przeczucia.- dokończyła za niego.
-Skąd wiesz?- Był zdziwiony, że blondynka wiedziała o jego obawach.
-Zawsze kiedy masz taką myślącą i nieco zbolałą minę masz jakieś złe przeczucia.- Odparła i przeczesała palcami swoje ciężkie od wody włosy. -Będziemy go mieli na oku.- dodała i uśmiechnęła się do niego pokazując mu równy rząd białych zębów.
-My?- zapytał tym swoim znudzonym tonem i miną po czym ziewnął. No Sabaku zrobiła naburmuszoną minę, wydęła usta i już miała wstawać kiedy poczuła szarpnięcie a po chwili ciepłe dotyk jego ust na swoich. Na początku starała się go odepchnąć i wyrwać swoje usta spod jego nacisku, ale kiedy usłyszała:
-Przestań głupia. - rozluźniła się i powoli odwzajemniła ten pocałunek. Czuła jego miły dla jej nozdrzy zapach. Nigdy nie sądziła, że polubi odór tytoniu zmieszanego z mydłem. Wplotła palce w jego czuprynę i przyciągnęła go bliżej siebie pogłębiając pocałunek. Cały świat wirował w jej głowie a serce przekrzyczało rozum i kompletnie przejęło panowanie nad jej ciałem. Motyle fruwały z zawrotną prędkością w jej brzuchu a w miejscach gdzie ją dotykał czuła przyjemne ciepło, które promieniowało na całe ciało. Nigdy nie czuła się lepiej. Po chwili zaczęła rozwierać jego usta swoimi i powoli posmakowała go językiem zachęcając go do dalszego ruchu. Cicho zachichotał do jej warg i również zaczął dokładnie badać jej język swoim. Poczuł jej słodki zapach, który kojarzył mu się z rozgrzanym piaskiem i gorącym, pustynnym podmuchem wiatru. Woda z jej włosów kapała mu na szyję co było bardzo przyjemnym doznaniem. Usłyszał pomruk zadowolenia a następnie ciche westchnięcie.
-Nie wiem dlaczego..- próbował powiedzieć między pocałunkami.- Wszyscy mają cię za kogoś pozbawionego uczuć. Tak na prawdę jest zupełnie odwrotnie.- Temari jak oparzona zerwała się na nogi wciąż ciężko dysząc, wwiercała swój żądny mordu wzrok w zdezorientowanego chłopaka.
-Nic o mnie nie wiesz! nie masz pojęcia jaka jestem!- wrzasnęła na co Nara podniósł się z lekko zirytowanym wzrokiem, który potwierdzał to, w jak upierdliwej sytuacji się znalazł. Zdziwiła go nagła zmiana w jej nastroju. Zapomniał już, jak zmienne są kobiety a w szczególności Temari.
-Tyle przeszłaś..- zaczął spokojnie, ale przerwała mu coraz bardziej podnosząc głos:
-Myślisz, że mój ojciec mnie złamał? Pierdolę to co mi robił, pierdolę jego plan w który mnie wplątał, pierdolę jego. Gdybym go teraz spotkała, śmiejąc mu się w twarz zabiłabym go. - Wysyczała oschle. Miała mocno ściągnięte usta i niebezpiecznie przymrużone oczy, którymi świdrowała go na wylot.
-Tem, nie o to mi chodziło..
-Nie mów tak do mnie! Chcesz znać prawdę? Nie potrafię wykrzesać z siebie ani jednej iskry jakiegokolwiek uczucia.
-Widziałem co innego.- powiedział z rozżaleniem.
-Gówno wiesz!
-Co jest ze mną nie tak, czemu zawsze pakuję się w takie upierdliwe bagno? Kiedy byłem z Ino wszystko było prostsze.- Dziewczyna stanęła jak wryta i z szeroko otwartymi oczami patrzyła na Shikamaru, który jak nigdy nic sobie ziewał. Mimo, że nie zadał jej ciosu coś ją zapiekło, tak jakby dostała siarczystego policzka.
-Wypierdalaj.- powiedziała szeptem spuszczając nisko wzrok aby nie zauważył łez w jej oczach.
-co powiedziałaś?- zapytał z drobnym uśmiechem mimo, że doskonale słyszał.
-Powiedziałam, żebyś wynosił się stąd, z mojego życia. Nie chcę cię więcej widzieć.- powiedziała dziwnie spokojnie i po chwili patrzyła jak znika w drzwiach jej domu. Odczekała dwie minuty i jak na komendę się rozpłakała tak, jak jeszcze nigdy w życiu. Chciała tylko aby znowu ją objął i odpędził wszystko co chce ją skrzywdzić. Zawsze kiedy dziewczyna zapewnia, że chce zostać sama i nie potrzebuje niczyjej pomocy jest dokładnie na odwrót. Jest to rozpaczliwe wołanie o współczucie i zrozumienie.
A on stał pod drzwiami i z smutną miną wsłuchiwał się w jej histeryczne łkanie. Poczuł obrzydzenie do samego siebie, miał ochotę wejść do niej z powrotem i przytulić, odwołać wszystko co powiedział. Może i było to prawdą, że związek z Yamanaką był łatwiejszy, ale Nara nie należał do tych co lubią iść na łatwiznę, chociaż zdawać się mogło, że jest odwrotnie. Wszystko w kunoichi z Suny go pociągało i zaciekawiało. Chciał ją poznawać, każdy element jej duszy. Chciał aby wreszcie zrozumiała, że tak jak każdy potrzebuję bliskości i wsparcia. Chciał aby złamała się w jego ramionach i w końcu stanęła prawdzie w oczy. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów po czym wyuczonym ruchem szybko zapalił jednego i mocno się zaciągnął.
-Upierdliwość tej sytuacji i moja głupota nie zna granic.- wyszeptał zrezygnowany.
Współczuję Hinacie. Oby Naruto ją znalazł i niech tamci dadzą jej to antidotum. Ino jest dziwna. Temari trochę przesadziła. Shikamaru jak zwykle tylko dużo myśli. Saia nie lubię.
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, fajnie akcja się rozkręca. Czekam na next : >
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały... mam nadzieję, że Naruto odnajdzie Hinatę, w zawadzie nie powinni się rozdzielać, jak miał ja chronić.... Sasuke pojawił się w wiosce, ciekawe co go tak naprawdę przywiało do niej... mam nadzieję, że między Temari i Shikamaru będzie dobrze, cóż nie potrzebnie te słowa padłu...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie