Ohayo!
Nawet nie macie pojęcia jak bardzo jest mi głupio, że przez tak długi czas nie dawałam znaku życia :( Mogę jedynie was pocieszyć tym, że nie chodzi tu o brak weny czy niechęć do kontunuacji tej opowieści, bo pomysłów i ochoty mam serio sporo :) miała ostatnio masę na głowie jeśli chodzi o szkołę, o moje życie osobiste, które niestety nie jest za bardzo usłane różami, ale więcej już nie będę się na ten temat rozwodzić i obiecuję, że już więcj nie będzie takiej długiej przerwy :) Tymczasem zapraszam do czytania.
Oparta o stół wpatrywała się w piękny aczkolwiek bardzo skromny bukiet różowych kwiatów, który od wczoraj spoczywał w dzbanku. Nie dostała go osobiście, znalazła na parapecie swojego pokoju. Do cienkiego rzemyka, który wiązał wszystkie sześć gerberów, był doczepiony bilecik na którym pochyłym pismem z lekka zamazane było naskrobane "dziękuję i przepraszam". Różowowłosa znała to pismo bardzo dobrze. W bukiecie rozpoznała też perfekcyjną robotę swojej przyjaciółki Ino. Rozmasowała dłońmi obolałe skronie, starając się pozbyć tego natłoku myśli i pytań na które nie znała odpowiedzi.
Sasuke wrócił do wioski. Sasuke wrócił, jest bezpieczny, jest blisko. Sasuke wrócił. Sasuke chce zniszczyć Konohę, mój dom. Jest mścicielem.
-Co się dzieje Sakura?- do kuchni weszła wysoka blondynka o ostrych rysach twarzy i zamyślonych oczach. Mebuki Haruno zawsze była kobietą, której córka już jako małe dziecko, nadała miano z głową w chmurach. Matka uwielbiała rozmyślać, fantazjować. Nigdy nikomu nie chciała zdradzić co sobie wyobraża, jakie wspomnienia nią targają. Jednak Sakura zawsze wiedziała. Jej rodzicielka na wieść o misji, sukcesie, treningu, egzaminie swojej córki wykrzywiała swoje pełne usta w niemrawy uśmiech, którego nie obejmowały oczy. Z początku zielonooka obawiała się, że jej matka nie daży ją miłością, ale potem zrozumiała oglądając stare, czarnobiałe zdjęcia na których mała Mebuki w podartym stroju treningowym stoi cała zalana łzami. Od zawsze chciała być shinobi, chciała być kimś wielkim. Kiedy matka przyłapała dziewczynę na myszkowaniu w rodzinnych pamiątkach rzuciła krótko "Nie sprawdziłam się jako ninja" Sakura wtedy zrozumiała, jej matka jest po prostu zazdrosna i przepełniona żalem do siebie i swojej pierworodnej, że jej się nie udało.
-Wszystko w porządku mamo.
-Piękne kwiaty. Czy to jakiś chłopak?- Mina mamy ani na chwilę nie wydała się być zainteresowana słowami Sakury przez co ta w odpowiedzi jedynie westchnęła. Tak to było odkąd kunoichi pamiętała. Jej rodzicielka była wścibska, o wszystko wypytywała ale w głębi duszy miała to, co mówi różowowłosa w głębokim poważaniu. Mebuki była bardzo podobna do swojego dziecka, ona również zasłaniała siebie agresją. Kiedy tylko ktoś zakłócił jej spokój, ktoś wytknął jej błąd albo po prostu się napatoczył, była bezlitosna. Mało kto ją lubił, nie miała przyjaciół ale nie dbała o to. W szczególnoście nienawidziła się z rodzicami Ino Yamanaki dlatego na wieść, że znów pałają do siebie sympatią nie była w niebowzięta.
-Powiedzmy.
-Nigdy nie widziałam cię na żadnej randce, czy to od Naruto?
-Nie mamo, dlaczego pomyślałaś, że to od niego?
-Bo to jedyny chłopiec, który może się do ciebie zbliżyć i który na prawdę cię zna.- Sakurę zdziwiły słowa matki.
-Jest moim najlepszym przyjacielem, to wszystko.- Twarz Mebuki momentalnie zbladła, oczy poszerzyły się i ze strachem wpatrywały się w zdezorientowaną córkę.
-Nie mów mi tylko, że to on niego?- Zapytała cicho, w oczach mając błaganie. Sakura poczuła gulę w gardle. Jej matka w tym momencie ją przerażała.
-Nie wiem o kim mówisz.
-o zdrajcy!- syknęła blondynka tym razem w oczach mając czystą wściekłość.
-Ten zdrajca pomógł zakończyć wojnę.- warknęła Sakura nakręcana negatywnymi emocjami, które emanowały z jej matki.
-A jednak! Masz zakaz kontaktów z nim, ten chłopak zwiastuje nieszczęście!
-Nie będziesz mi mówić z kim mogę się spotykać a z kim nie!
-Nie po to wychowywałam cię abyś teraz zaprzepaściła wszystko z tym nic nie wartym...
-Bardzo cię przepraszam, że się urodziłam!- wrzasnęła Sakura, mierząc się ze swoją matką spojrzeniem. Bardzo często się kłóciły a te kłótnie najczęściej kończyły się właśnie przeprosinami Sakury, że się urodziła, potem obie rozchodziły się do swoich pokoi i przez dwa dni nie odzywały się do siebie.
-A powinnaś.- Kunoichi zatrzymała się na chwilę osłupiała. Jej matka oparła się o białe drzwi lodówki i obserwowała ją uważnie.
-Co?- zapytała z niedowierzeniem.
-Jako dziecko byłam kiepskim kandydatem na shinobi ale z biegiem lat zaczęło się to zmieniać. Trzeci pozwolił mi uczyć się i trenować we własnym tempie i kiedy będę gotowa mogłam pod jego okiem zdać egzamin na genina i włączyć się do społeczności ninja. Dostałam czas do osiemnastego roku życia. Szło mi na prawdę dobrze, opanowałam kilka wspaniałych technik, podszkoliłam się w taijutsu. Twój ojciec bardzo mi pomagał. Aż za bardzo.- Kobieta prychnęła.- miałam siedemnaście lat kiedy badania wykazały, że jestem w ciąży. Dostałam zakaz trenowania. Niestety trzeci nie był wyrozumiały. Powiedział mi, że miałam wybór i go dokonałam. Sakura zrozum, ja po prostu chcę zachować cię od złych decyzji.- Różowowłosa patrzyła na swoją matkę pustym wzrokiem.
-Czyli jestem tylko niewłaściwą decyzją.- Oznajmiła dziewczyna i nie patrząc w oczy swojej rodzicielce wyszła z kuchni a następnie z domu. Zeszła po białych schodach, już miała wyjść na chodnik, kiedy poczuła stanowczy uścisk na ramieniu.
-Nie traktuj wszystkiego co mama powie w złości w stu procentach poważnie, okej?- ojciec Sakury patrzył na nią przepraszającym wzrokiem, jego zaokrąglone rysy twarzy teraz szczególnie przypominały te dziecięce. W jego oczach widać było zmęczenie i rezygnacje a zmarszczki na czole były wyjątkowo bardzo widoczne.
-Słyszałeś naszą rozmowę?
-O ile można to nazwać rozmową.- pokiwał głową i położył drugą dłoń na ramieniu córki i spojrzał głęboko w jej zielone oczy w których teraz malował się ogromny smutek. -Mama cię bardzo kocha, może nie przyczyniłaś się do rozkwitu jej kariery ale byłaś najlepszym co mogło jej się przytrafić. Kiedy się urodziłaś nie widziałem nigdy szczęśliwszej kobiety. A ja byłem najszczęśliwszym mężczyzną.- Posłał jej ciepły uśmiech na widok, którego mimowolnie się zarumieniła. -Martwi się o ciebie. Oczywiście to co powiedziała było okropne ale mam do ciebie prośbę, daj jej jeszcze jedną szansę.- Sakura westchnęła a w głowie zobaczyła obrazy kłótni z przed kilku chwil.
-Oczywiście tato, wybaczę mamie kiedy będę na to gotowa. Teraz muszę pobyć trochę sama i nie wiem kiedy wrócę. Najwyżej spędze noc u Ino, powiedz mamie żeby się nie martwiła.- Mężczyzna pokiwał głową a kilka sekund później machał swojej jedynej córce, która pobiegła gdzieś w głąb wioski. Przeczesał palcami z lekka przydługie włosy i kiedy odliczył do dziesięciu wszedł do domu a następnie do kuchni gdzie zastał cicho łkającą żonę na kuchennym stołku.
-Tym razem przesadziłaś.- szepnął, łapiąc krzesło aby na nim usiąść obok swojej kobiety i pocieszająco głaskać ją po plecach. A na stole w dalszym ciągu stał mały i winny tej całej rodzinnej afery bukiet, który kierując swoje kolorowe płatki w stronę słońca, osładzał zapach powietrza dookoła.
Obudził ją nieprzyjemny dotyk szorstkiej tkaniny na nagiej skórze. Dookoła pachniało starością i wilgocią ale dopiero teraz smród wydał się dziewczynie nie do zniesienia. Przetarła zaspane oczy i zaczęła wyciągać nogi aby choć trochę je rozruszać. Coś jej nie pasowało. Cały pokój wyglądał jakoś inaczej niż to zapamiętała. Niby wszystko jest: dwa łóżka, balkon, brzydkie i kiczowate obrazy.
-Dzień dobry.- usłyszała przepełniony szczerą dobrocią głos, dobiegający z krzesła po drugiej stronie łóżka.
Nagle na młodą Hyugę spadły wszystkie wspomnienia minionej nocy niczym grom. Momentalnie poczerwieniała na twarzy i podciągnęła kołdrę wysoko po szyję.
-Naruto-kun!- pisnęła cicho przez co on zaśmiał się pogodnie i jak to on miał w zwyczaju podrapał się w tył głowy. To chyba był taki jego tik, kiedy był zakłopotany czy niepewny.
-Dobrze ci się spało Hinata?- zapytał a z twarzy dało się wyczytać, że jest zmieszany i jednocześnie rozbawiony. Białooka przełknęła głośno ślinę i o ile było to możliwe oblała się jeszcze większym rumieńcem. -Bo mi fantastycznie. A nawet, tak między nami, nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze spałem.- pochylił się delikatnie w jej stronę i kiedy mówił te zdanie, zasłaniał usta dłonią, udając konspiracyjny szept.
-Dł-ługo s-spał-łam?- udało się jej w końcu z siebie cokolwiek wyrzucić.
-Obudziłem się jakąś godzinę temu, zdążyłem się umyć i ubrać ale ty dalej spałaś. A ja nie miałem serca cię budzić.
-Przepraszam Naruto-kun
-Oj nie przepraszaj, to była czysta przyjemność.
Przeszła jej ciało przyjemna i rozbrajająca fala ciepła i pożądania, nigdy nie czuła się tak jak teraz.
Znowu byli w drodze a wydarzenia, które jeszcze nie tak dawno wisiały nad ich głowami, powodując obfite rumieńce cicho się ulotniły, zastapione przez profesjonalizm. Do wioski pozostał im jeszcze kawał drogi ale na ich skupionych twarzach nie było widać ani odrobiny zmęczenia.
-Myślisz, że ten zwój zadziała, Naruto-kun?- Hinata miała ogromne wątpliwości i obawy. Czuła się przytłoczona i zagrożona co było bardzo przygnębiające. Niedawno obiecała sobie, że będzie walczyć o swój klan i jej miejsce w nim. Niestety przeklęta pieczęć na jej czole, którą Hinata szczelnie zasłaniała swoją opaską z symbolem wioski liścia, znacznie utrudni jej zadanie. Będzie bez szans jeśli się go nie pozbędzie.
-Tsunade zrobi wszystko aby ci pomóc.- odpowiedział ale w jego głosie słychać było wahanie. On również musiał się nad tym wiele zastanawiać.
-Chciałabym aby ten znak zniknął ze wszystkich Hyuga. Zamerzam walczyć o to z moim ojcem.
-A ja ci w tym pomogę.- Uzumaki posłał dziewczynie szczery uśmiech.
Już od dłuższego czasu chodziła po całej wiosce zupełnie bez celu. Unikała znajomych, nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Z nikim oprócz nim. Nie przyznawała tego sama przed sobą ale w głębi wiedziała, że ogląda się dokładnie za wszystkimi mężczyznami, szukając w nich jakiegokolwiek podobieństwa. Mimo, że chłopak był oschły i niemiły czuła się przy nim dobrze i zupełnie nie wiedziała dlaczego. Coś głęboko w nim krzyczało do niej aby uciekała, aby porzuciła wszystkie swoje myśli z nim związane. Aby ratowała wioskę. Jednak czy byłaby w stanie nazwać domem Konohę w której dla niego nie będzie miejsca?
Nagle zauważyła coś co zmieniło cały jej tok myślenia, nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni. Otworzyła szeroko oczy i raz po raz wodziła nimi, czytając czarny napis na murze starej księgarni.
"Im więcej jest w człowieku zła, tym bardziej musimy go kochać".
Przełknęła głośno ślinę, czując, że traci równowagę. Osunęła się po ścianie i spojrzała pustym wzrokiem na napis, który w niektórych miejscach pod wpływem czasu zdążył już wyblaknąć. To, że kocha Sasuke, dziewczyna doskonale wiedziała. Próbowała szukać w nim jakiejkolwiek oznaki dobra, nawet najniklejszego światła. Kiedy myślała, że Uchiha jest już stracony, niemożliwym jest nawrócić go na właściwą drogę ona po prostu uciekła. Poczuła gorące łzy, które spływały po jej bladych policzkach. Była wściekła na siebie, że tak szybko dała za wygranę, że w ogóle zaczęła myśleć o wydaniu zamiarów chłopaka, nie próbując wcześniej mu pomóc, otoczyć miłością, która wręcz z niej emanowała a skierowana była tylko i wyłącznie do niego.
Jeśli to co jest tam napisane jest prawdą, to nie da się nikogo kochać tak bardzo jak ja kocham ciebie.
Otarła łzy i ruszyła w kierunku bloku w którym mieszkał jej dawny towarzysz z drużyny. Sakura miała plan, wpadło jej to do głowy dosłownie przed chwilą, postanowiła spróbować, nie poddawać się.
Drogę znała bardzo dobrze, często odwiedzała tam znajomych czy wzywała kogoś z polecenia swojej mentorki.
Otworzyła ciężkie drzwi i już po chwili stała w holu w którym było tak zimno, że czuła nieprzyjemne ciarki na plecach. Podeszła do grubego dozorcy, którego dobrze znała z widzenia i grzecznie skinęła mu głową na co on odpowiedział jej tym samym.
-Przepraszam, chciałabym odwiedzić Sasuke Uchiha, czy mógłby mi pan powiedzieć gdzie go znajdę?- Mężczyzna w kwiecie wieku widocznie wyglądał na zadowolonego słowami dziewczyny. Nie często spotykał się z kimś równie miłym i uprzejmym. Dozorca przeniósł wzrok na średni monitor po drugiej stronie biurka i coś zaczął wstukiwać w klawiaturę.
-Pokój trzydziesty pierwszy, drugie piętro.- powiedział przyjaźnie i ruchem ręki wskazał dziewczynie schody.
-Dziękuję!- zawołała w pośpiechu i już po chwili gnała w górę, robiąc duże kroki po dwa stopnie.
Dookoła było nieprzyjemnie cicho, tak jak zawsze. Mieszkańcami tutaj byli głównie shinobi z anbu, więc w powietrzu czuć było wręcz ten zimny profesjonalizm.
Drzwi pokoju trzydziestego pierwszego nie różniły się niczym. Były drewniane i ciężkie a w górnej ich partii przyczepiony był numer. Haruno wzięła kilka głębokich wdechów, powoli wypuszczając powietrze aby uspokoić swój umysł i ciało, które pod wpływem natłoku emocji zaczęło drżeć i nadmiernie się pocić.
Teraz albo nigdy.
W jej uszach odbijał się głuchy dźwięk pukania. W jego rytm biło jej serce prawie sprawiając jej ból fizyczny.
Usłyszała poruszenie po drugiej stronie pokoju, kroki i po chwili szelest przesuwanej zasuwy z drugiej strony.
Teraz już nie ma odwrotu.
Drzwi otworzyły się, ukazując zdezorientowanego, ciemnowłosego chłopaka, który spoglądał na Sakurę z wyczekiwaniem. Dziewczyna wyglądała jakby walczyła sama ze sobą, podejmowała jakąś trudną decyzję.
Po chwili stanowczo przekroczyła próg mieszkania chłopaka, tym samym przesuwając go w bok. Był zaciekawiony, Sakura była osobą, której najmniej się spodziewał.
-Chcę żebyś poszedł ze mną.- Powiedziała, patrząc głęboko w jego ciemne oczy. Na jego ustach błąkał się cień uśmiechu, którego za wszelką cenę starał się nie pokazać.
-Płakałaś?- Zapytał, marszcząc przy tym brwi, jego spojrzenie było badawcze, dziewczyna miała wrażenie, że przewierca ją na wylot.
-Nie. Załóż buty. Mówię poważnie, żebyś ze mną poszedł.
-Czemu udajesz, że nie płakałaś?- Zignorował to co przed chwilą oznajmiła, wywołując fale irytacji, ktrórą jednak jakimś cudem udało się dziewczynie opanować.
-Powiem ci jak ze mną pójdziesz i wysłuchasz tego co mam ci do powiedzenia.- Wyszeptała z rezygnając, mając nadzieję, że pomoże jej to go przekonać. Sasuke jej nie odpowiedział, po prostu zaczął szybko zakładać buty po czym wyszedł ze swojego ciasnego przedpokoju na korytarz.
-Idziesz?- Usłyszała dziewczyna i po chwili wraz z Uchihą skierowała swe kroki w stronę wyjścia z budynku.
-Naruto-kun?- zapytała po dłuższej chwili milczenia. Nie mogła wymazać z pamięci zbolałej miny blondyna kiedy w amoku błagał ją żeby nie odchodziła. Była pewna, że Uzumaki miał jakiś koszmar, coś go dręczyło, zajmowało wszystkie jego myśli.
-Hmm?
Hyuga przełknęła ślinę, siląc się na jak najbardziej spokojny ton głosu.
-Bo wiesz... Po prostu zastanawiam się czy wszystko u ciebie w porzadku. Wiesz o czym mówię, prawda?- Uzumaki w tej chwili wyglądał na zamyślonego i zasmuconego. Pokiwał wolno głową w odpowiedzi, unikając zatroskanych, białych oczu.
-Tak Hinata, wszystko w porzadku. Czasem tylko atakuje mnie natłok wspomnień, których normalnie nie pamiętam. We śnie widzę ciągle te same sceny ale pokazane na różne sposoby. Mam nadzieję, że rozumiesz, nie potrafię tego inaczej wyjaśnić.
-Rozumiem, Naruto-kun. Czy mogę ci w jakikolwiek sposób pomóc?- Naruto wyraźnie się rozpogodził a w jego oczach pojawił się błysk.
-Nikt nigdy nie pomógł mi tak, jak ty ostatnio.- Na bladych policzkach pojawił się obfity rumieniec. Hyuga miała już coś odpowiedzieć, kiedy zatrzymał ja silny uścisk towarzysza, który patrząc gdzieś daleko za nimi, przypierał ją do drzewa.
-Mamy towarzystwo.- szepnął, w dalszym ciagu badając teren dookoła. Hinata wyswobodziła się z objęć blondyna i przybrała pozycję charakterystyczna dla klanu Hyuga.
-Byakugan!- Pisnęła cicho, składając ręce w pieczęć aby po chwili dookoła jej białych oczu uwydatniły się liczne żyłki, które wręcz pulsowały przepełnione chakrą. Tak jak zawsze kiedy używała rodowej techniki, wszystkie zmysły nie licząc wzroku, prawie że zanikały. Przestawała słyszeć i czuć, dotyk nie miał żadnego znaczenia. Zauważyła w oddali błękitna poświatę, która stopniowa stawała się coraz większa i wyraźniejsza. Hyuga przełknęła ślinę. Starała się rozpoznać chakrę przybysza ale na próżno. -Jest blisko- szepnęła na tyle głośno aby blondyn ją usłyszał. Poczuła jak gorąca kropla potu spływa z jej czoła pozostawiając za sobą mokry ślad.
-Wróg czy przyjaciel?
-Nie wiem, Naruto- kun.- Przymrużyła oczy w jeszcze większym skupieniu.
-Widzi nas?
-Nie. Jestem pewna, że nie.
Odczekali chwilę, ukrywając się za drzewem. Ninja, który się zbliżał nie dysponował żadnymi wybitnymi umiejętnościami, mimo, że by coraz bliżej shinobi z Konohy, nie zauważył ich.
-Suna- szepnął Uzumaki do granatowowłosej i rozluźnił uścisk. Zagrożenie minęło.
Shikamaru siedział na drewnianym ganku swojego domu, który zewsząd otoczony był soczystą zielenią drzew, które symbolizowały teren ich ich rodowego zagajnika, który skrywał wiele mrocznych sekretów. Przed sobą miał rozłożoną przenośną planszę do gry w shogi ale mimo, iż siedział tak już dłuższy czas nawet nie zaczął grać. Lekki, letni wiatr przyjemnie wplatał delikatne palce w jego włosy a słońce dawało przyjemne uczucie ciepła na twarzy. Chłopak westchnął i z niechęcią spojrzał na swój dom a potem na las. Był rozbity, nie wiedział co ma począć z blond-irytującą twardzielką, która ostatnimi czasy cały czas zapełniała jego myśli. Był na nią niewyobrażalnie wściekły, że się tak naraziła. Za każdym razem kiedy wracał wspomnieniami do momentu, kiedy dziewczyna bezwładnie padała na ziemię, miał ciarki i zbierało mu się na wymioty. W ciągu tej krótkiej sekundy Nara był pewy, że dziewczyna nie żyje, że jej już nie ma. I nic nie da się z tym zrobić. Poczuł wtedy pustkę, która bolała bardziej niż głęboko wbity kunaj, bardziej niż nieudana misja, bardziej... bardziej...
Tak, teraz chłopak jej unikał. Oczywiście nie dlatego, że był na nią zły albo nie chciał przebywać w jej towarzystwie. Potrzebował po prostu chwili wytchnienia, musiał się zatrzymać i pomyśleć, ułożyć strategię. Według Shikamaru życie było jedną wielką grą w shogi. Najważniejsza jest obrona króla, to jest główne zadanie, które może zapewnić zwycięstwo. Nawet atak nie jest tak istotny. Bo co się dzieje kiedy przeciwnik unicestwi króla? Gra się kończy.
Podczas bójki Temari i Sasuke Nara również walczył. Prowadził pojedynek w shogi z bladą kobietą w stanie rozkładu odzianą w czarny, poszarpany płaszcz w ręku dzierżącą kosę. O mały włos a przegrałby, o mały włos a utraciłby króla, utraciłby Temari...
Nigdy więcej nie pozwoli aby wydarzyło się coś podobnego. Może i uczucia, które wobec niej żywił przerażały go ze względu na ich intensywność ale teraz już wiedział, że nigdy się nie podda i nigdy nie odpuści.
-Dlaczego mnie tu przyprowadziłaś?
Słońce znajdowało się już bardzo nisko, barwiąc niebo na ciepłe kolory pomarańczu i różu. Stali przy metalowej barierce na szczycie zbocza a pod nimi rozpościerał się duży plac zabaw, gdzie najmniejsze dzieci, nie zważając na coraz późniejszą porę bawiły się w najlepsze. Dwóch chłopców bujało się na drewnianych huśtawkach głośno przy tym krzycząc i zagłuszając błagania dziewczynki z dwoma wysokimi kucykami, że teraz jej kolej. Dalej stała niewielka piaskownica w której dwie kobiety bawiły się ze swoimi pociechami, ustawiając piaskowe budowle.
-Chciałam ci pokazać prawdziwą Konohę.- szepnęła niepewnie, czując jak przyjemnie chłodny wiatr smaga jej twarz i unosi kosmyki różowych włosów. Sasuke zmarszczył brwi i obserwował zamyślone oczy Sakury, którymi obserwowała dwie małe dziewczynki, trzymające się za ręce i podążające w kierunku zjeżdżalni.
-Nie rozumiem.- Powiedział równie cicho jak ona, tak jakby ich rozmowa nie powinna mieć miejsca.
-Cały czas uważasz, że wioska liścia to starszyzna, rada, hokage, korzeń, anbu... Mogłabym wymieniać w nieskończoność.- W dalszym ciągu nie spojrzała na Uchihę. Bała się, że w jego czarnych oczach ujrzy drwinę, wolała nie ryzykować.- Konoha nie jest instytucją, która cały czas wymyśla nowe intrygi aby osiągnąć cel, bez względu na niewinnych ludzi.
-Więc czym jest?- zapytał oschle przez co zielonooka nieznacznie drgnęła.
-Istotą Konohy jak i każdej innej wioski są dzieci i światło, które ze sobą przynoszą.
Sasuke otworzył szeroko oczy w osłupieniu. Haruno unikała jego spojrzenia, obserwowała słońce, które z każdą chwilą coraz to bardziej znikało, pokazując się po drugiej stronie planety.
-Spójrz na mnie.- Powiedział jak mógł najłagodniej ale nie zrezygnował ze swojej wrodzonej stanowczości. Zauważył, że przez moment się zawahała ale zaraz wbiła w niego swoje niepewne spojrzenie.
-To one kiedyś będą rządzić światem a będą w stanie to robić dobrze tylko wtedy, kiedy damy im kogoś godnego naśladowania.- Sasuke prychnął.
-Uważasz, że ktokolwiek z Konohy jest wart tego aby być autorytetem dla kogokolwiek?- W jego słowach wyczuwało się lód z ostrymi krawędziami, który ranił Sakurę, pozostawiając krwawe ślady. Postanowiła jednak, że się nie podda, że przekona go, że mu pomoże.
-Danzo nie żyje, trzeci hokage nie żyje, starszyzna wioski jest już praktycznie jedną nogą po tamtej stronie. Ci ludzie są przeszłością, bardzo cenną przyszłością, ponieważ nawet jeśli kiedyś wyrządzili wiele zła to dzisiaj ich pomyłki są przestrogą dla nas abyśmy nigdy nie powtórzyli ich błędów. - Sasuke z zainteresowaniem przetwarzał słowa dziewczyny, ciągle odtwarzał jej w swojej głowie na nowo i na nowo, starając się załapać jej tok myślenia. Pierwszy raz mu się zdarza aby spróbować spojrzeć na cokolwiek z perspektywy kogoś innego.
-Mój brat...
-Twój brat był bohaterem i wcale nie mówię tego ze względu na misję, którą dawno temu został obarczony. Mówię o jego wojennych zasługach, bardzo nam wszystkim pomógł. -Sakura w nagłej przypływie śmiałości chwyciła dłoń Uchihy i przyłożyła ją do swojego walącego serca. Chłopak na początku wyglądał na przerażonego i zirytowanego ale później różowowłosa poczuła, że jego mięśnie się rozluźniają, powieki się opuściły a on spokojnie wsłuchiwał się w szybki rytm jej serca, tak jakby nic innego go w tym momencie nie obchodziło. Sakura marzyła, żeby tak było.
-Nic sie nie zmieniłaś W dalszym ciągu jesteś niesamowicie irytująca i zbyt łatwo pozwalasz zawładnąć nad sobą swoimi emocjami.- Powiedział spokojnie w dalszym ciągu z zamkniętymi oczami i dłonią na jej piersi. Haruno spochmurniała i poczuła jak schodzi z niej całe powietrze.
-Ja..- nie wiedziała co chce powiedzieć, co powinna powiedzieć. Przeprosić go? Pożegnać się? Wszystko wydawało się nie na miejscu ale to on przerwał jej wypowiedź słowami, które wyryją się w jej pamięci do końca życia.
-Nigdy nie powiedziałem, że to mi się w tobie nie podoba.- Oznajmił spoglądając w jej oczy z lekkim aczkolwiek złowieszczo seksownym uśmiechem i niebezpiecznym błyskiem w oku.
Siedziała na środku niedużego salonu, opierając głowę na prawej dłoni. Przed sobą miała kilka opróżnionych butelek różnegorodzaju trunków a w lewej ręce dalej dzierżyła wódkę, której przed chwilą napiła się pierwszy łyk. W głowie jej szumiało a obraz był jednocześnie ostry i zamazany. Miała ochotę wrzeszczeć na cały głos, kazać światu i ludziom się pieprzyć ale tak samo chciała wypłakać cały potok łez. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, przez nadmiar alkoholu czuła wszechogarniający ją niepokój i ciągłe uczucie beznadzieji i bezsilności. Postanowiła przestać się załamywać więc niewiele myśląc wstała gwałtownie z podłogi i równocześnie chciała zrobić krok przez co stracił kontrolę nad własnym ciałem, zahwiała się niebezpiecznie. Próbowała oprzeć się o ścianę ale nadmiar etanolu we krwi sprawił, że nie była w stanie prawidłowo ocenić odległości, którą dzielił ją od najbliższej ściany więc zatoczyła się i upadła na podłogę, puszczając przy tym długą wiązkę przekleństw. Rozmasowała obolałe skronie i spróbowała jeszcze raz ale znacznie wolniej. Podniosła się najpierw na klęczki a następnie wstała mając przy tym szeroko rozwarte ramiona, żeby nie stracić równowagi. Przez cały swój pijacki wieczór myślała tylko i wyłącznie o wysokim, znudzonym życiem brunecie, który najpierw ją przeleciał a następnie kiedy wylądowała w szpitalu, zupełnie lodowaciał na sam jej widok. Miała ochotę skopać mu tyłek, wykrzyczeć mu w twarz jakim jest gnojkiem i egoistą. Nienawidziła w tym momencie siebie i jego, że tak bardzo go kochała i mimo, że bardzo ją zranił dalej jej na nim zależało.
-Kurwa.- syknęła kiedy uświadomiła sobie, że właśnie powiedziała, że kocha Narę. Może i było to w jej umyślę ale i tak jej to nie usprawiedliwiało. - Kurwa, kurwa, kurwa! Zakochałaś się w kimś kto ma cię w dupie!- Krzyczała, czując narastającą w niej złość. Jak tylko go spotka wszystko mu wygarnie, zrówna go z błotem tak jak on to zrobił z nią... Zaraz zaraz... a dlaczego nie miałaby pójść i nie powiedzieć mu tego wszystkiego teraz? Uśmiechnęła się na samą myśl o jego zaskoczonej minie. Złapała z podłogi ledwo zaczętą, szklaną butelkę z przezroczystym płynem i nieświadomie robiąc ogromny slalom wyszła z domu, nie zapomniawszy aby zamknąć za sobą drzwi na klucz. Wzięła z butelki potężny łyk, który prawie zwalił ją z nóg i zaczęła zmierzać w kierunku miasta do siedziby przemądrzałego klanu Nara. To nic, że nie miała pojęcia gdzie się ona znajduje.
Wydawało jej się, że błądziła już całe wieki. Słońce dawno już zaszło, zostawiając tylko nikłe oświetlenie bladego księżyca. Na ulicach nie było żywej duszy, nie licząc kilku dziewczyn, które wpatrywały się w nią z obrzydzeniem i pogardą pewnie ze względu na jej stan. Nie obchodziło jej to, szła uparcie do przodu przytrzymując się co jakiś czas słupa, ławki czy ścian jakiegoś budynku.
Shikamaru, tak bardzo go nienawidziła. Miała ochotę wydrapać mu dziurę w brzuchu, w tym jego seksownym, umięśnionym brzuchu z którego chciałaby zlizywać pot. Usłyszała swój histeryczny i jednocześnie pijacki rechot, tak jakby nie należał do niej. Piekły ją policzki, czuła się coraz bardziej zmęczona ale mimo to, dalej szła. Chociaż nawet nie wiedziała gdzie jest. Była pogrążona we własnych głupich myślach, przez co zapomniała zawracać sobie głowę czymś tak mało znaczącym jak jej położenie.
Szkoda, że Nara nigdy nie chodzi w rozpuszczonych włosach, mogłaby wtedy zaplątać w jego włosy swoje palce aby... aby oczywiście mu je wszystkie wyrwać.
-No kogo my tu mamy!- usłyszała radosny okrzyk jakiegoś nieznajomego ze swojej prawej strony. Z trudem przekręciła swoją ociężałą głowę w tamtym kierunku a jej oczom ukazała się grupka shinobi, którzy z zaciekawieniem się w nią wpatrywali. Wyprostowała się poprawiła swoją opaskę na czole i hardo, a przynajmniej tak jej się wydawało, podeszła do mężczyzn mierząc ich odważnym spojrzeniem.
Było ich siedmiu ale Temari nie wiedziała czy aby nie widzi, któregoś z nich podwójnie.
Na przemian wpatrywali się w butelkę, już prawie pustą, którą w dalszym ciągu trzymała w ręku, na symbol na jej opasce i na jej spory dekold, który prowokacyjnie podkreślał jej sporej wielkości piersi.
-Ktoś taki jak ty nie powinien w środku nocy wałęsać się samotnie po wiosce.- Powiedział najwyższy z ninja. Temari nie mogła pozbyć się wrażenia, że w tym co powiedział kryła sie jakaś dwuznaczność.
-Wy też nie powinniście się tutaj sami wałęsać.- Powiedziała unosząc wysoko brwi. Nie miała pojęcia co miała na myśli ale te słowa bez jej zgody wyszły z jej ust, wywołując niekontrolowany napad śmiechu ze strony jej towarzyszy.
-To ty jesteś tą, która niedawno walczyła ze zdrajcą?- No Sabaku zmrużyła oczy, próbując sobie przypomnieć o co im może chodzić ale w głowie miała zupełną pustę.
-No z Uchihą.- Podsunął ninja średniej wielkości z dziecinnymi, blond loczkami na głowie. Ach chodziło im o jej jakże spektakularną potyczkę z Sasuke.
-Tak, to ja.- powiedziała, wypinając dumnie pierś do przodu, nie zdając sobie sprawy jak bardzo ucieszył ten gest jej rozmówców.
- Może odprowadzę cię do domu, tak jak już mówiłem, nie powinnaś wałęsać się sama po mieście.- Szepnął shinobi z czarnymi niczym smoła włosami i ładną opalenizną wprost do jej ucha, tak bardzo w tym momencie czułego na dotyk. Nie zauważyła kiedy się przysunął ale definitywnie naruszał jej przestrzeń osobistą i to w dodatku nie tylko swoim chciwym spojrzeniem. A ona go nie odpędzała. Normalnie to od razu użyłaby swojej pięści aby wbić mu do głowy trochę szacunku ale tym razem stała z zamkniętymi oczami i wyobrażała sobie, że to Shikamaru stoi obok niej i szepcze jej do ucha. Poczuła jak jej sutki twardnieją a w majtkach zbiera się gorąca wilgoć jej podniecenia.
-Widzę, że chcesz iść ze mną.- Wymruczał ponownie z zadowoleniem i triumfem, przez co blondynka wypuściła z ręki butelkę, która potoczyła się po chodniku.
-Przykro mi ale ona jest ze mną. Albo nie, wcale nie jest mi przykro.- Usłyszała męski, ociekający przyjemnością baryton, który doprowadził ją do drżenia. Odwróciła się powoli w jego stronę aby napotkać jego pełne irytacji spojrzenie. Facet, który wcześniej stał obok niej dyskretnie się odsunął i zrobił nadąsaną minę.
-Shikamaru..- szepnęła prawie bezgłośnie, tak jakby samo wymawianie jego imienia mogło doprowadzić ją do orgazmu.
Podszedł do niej bliżej z pogardą patrząc na wszystkich zebranych płci męskiej. Temari zachichotała, gdyż Nara skojarzył jej się z pewnym siebie wilkiem alfa, który bronił swojego terytorium. Chłopak posłał jej pytające spojrzenie i chwycił ją za łokieć i stanowczo zaczął ją ciągnąć za sobą.
Nagle w kunoichi uderzyła orzeźwiająca fala rzeczywistości i jej uczuć względem Nary. Przypomniało jej się jak ją potraktował, jak mroził ją z każdym spojrzeniem. Zaczęła mu się wyrywać i kierować swe kroki w inną stronę, rzucając w niego najgorszymi przekleństwami w nadziei, że go to zniechęci. Ale on zamiast tego przerzucił ją sobie przez ramię i nie zważając na jej protesty i jej pięści, uderzające w jego plecy, zaczął ją nieść w kierunku jej mieszkania. Z każdym krokiem jej zajadłość zaczęła słabąć a cała jej uwaga została nakierowana na stukot kroków statega i na jego nierównym oddechu. Czyżby zmączył się dźwiganiem jej? Miała przez chwilę wrażnie, że coś do niej mówi ale zrobiła się taka śpiąca, że nie była pewna czy jej się to aby przypadkiem nie śni. Ale czuła ten wspaniały zapach, jego zapach...
Nagle poczuła, że ktoś nią potrząsa i o coś pyta więc z trudem zmusiła się do otwarcia oczu i skupieniu się. Widziała przed sobą wkurzonego Narę, który wyczekująca na nią spoglądał.
-Co?- Zapytała zachrypniętym głosem.
-Gdzie są klucze od twojego mieszkania?
Klucze, klucze, klucz, klucz, do czego klucz? do mojego mieszkania? Przecież mieszkam w ogromnym domu w Sunie i nigdy nie mam ze sobą kluczy, poza tym czemu Nara Shikamaru pyta się jej tym diabelnie seksownym głosem gdze one są?
-Nie odlatuj.- warknął, przez co dziewczyna drgnęła i zmusiła się do rozejrzenia się dookoła. To nie była Suna. Cholera, jak można zapomnieć, że od tygodni mieszka się gdzie indziej?
-W kieszeni?- zapytała niemrawo na co chłopak w odpowiedzi pokręcił głową.
-Nie ma ich tam.
-Kurwa.- szepnęła, starając się przypomnieć sobie co zrobiła z kluczem jak zamknęła nim drzwi. -Nie mam pojęcia, zostaw mnie tu, poradzę sobie.- Powiedziała sennie a jedyno co zapamiętała to pełne dezaprobaty prychnięcie, zanim otoczyła ją błoga nieświadomość.